niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 2

  Szłam dalej w kierunku szkoły, gdy usłyszałam dzwonek. Wyjęłam telefon z torby. Mama.
  - Dzień dobry, córeczko. Wstałaś już? Chciałam zapytać jak sobie radzisz, czy czegoś potrzebujesz? - zapytała przyjemnym głosem. Przypomniało mi się, jak jeszcze mieszkaliśmy wszyscy razem, a ona codziennie rano budziła mnie i robiła śniadanie. Jedliśmy wszyscy razem beztrosko rozmawiając. Było po prostu pięknie.
  - Cześć, mamo. Jest OK, niczego mi nie trzeba. A co u ciebie? 
  - Pomyślałam, że odwiedzę cię i zobaczę jak żyjesz. O której jutro kończysz szkołę i będziesz miała czas?
  - Piętnasta może być.
  Miałam jeszcze ponad godzinę. Weszłam do najbliższej kafejki internetowej. Wnętrze było ciemnoróżowe, przyjemne. Zamówiłam herbatę i usiadłam. Dwa stoliki dalej siedział ciemnoskóry rasta, śmiał się i gadał coś do siebie. Na drugim końcu sali była jeszcze dziewczyna o ciemnobrązowych włosach, mniej więcej w moim wieku. Studiowała coś w skupieniu na srebrnym laptopie firmy Apple. Dostałam moją herbatę i wyjęłam lekturę. Musiałam zdążyć ją przeczytać, po prostu musiałam. To moja jedyna szansa na poprawienie oceny z polskiego.
  Zajęło mi to około godziny, gdy spojrzałam na zegarek było już za dwadzieścia ósma. Mieszkałam wprawdzie w centrum, ale szkoła leżała w samym jego środku. Pośpiesznie wyszłam z kawiarenki, dziewczyny też już tam nie było. Szłam chodnikami wielkiego świata, na którym byłam sama. Ci, którzy mnie otaczali, nie mieli dla mnie żadnego znaczenia. Na moście z jezdnią znajdowała się ogromna reklama jakiejś sieci komórkowej. Nikt nie wiedział, że znajduje się za nią przejście. Zeszłam z chodnika do parku, za drzewa znajdujące się obok szyldu i do jego środka. Szłam wąskim betonowym i zupełnie ciemnym przejściem. Gdzieś pode mną jechały kolorowe samochody. Przejście się skończyło, i byłam w wysokim, półokrągłym tunelu szerokości pasa ulicy. Jego ściany były całe wymalowane graffiti, nadal unosił się tu zapach zioła i fajek. Na końcu korytarza znajdowały się drzwi. Jedne na dwór, drugie do klubu. Nigdy w nim nie byłam, bo chodziło tam mnóstwo ćpunów. Nie chciałam być jak oni. Wyszłam drzwiami po prawej, z ściany pokrytą kolejną grubą warstwą graffiti. Wejście było zupełnie niewidoczne. Przeszłam jeszcze kawałek i doszłam do szkoły. Dwie przecznice dalej było też liceum, do którego chciałam iść po wakacjach. 
  Pięć minut po dzwonku byłam już w klasie. Usiadłam do wolnej ławki. Otaczało mnie jeszcze ponad trzydzieści innych osób, nikt nie zwrócił uwagi na moje spóźnienie. Wszystkich znałam, ale nikogo dokładnie.  Przez sześć lekcji wszyscy osobno poprawiali oceny, by mieć wyższą średnią na semestr. Nim się obejrzałam, było już po wszystkim. Stałam przed szkołą. Nie zależało mi na tym, żeby jakoś szczególnie spędzić ten dzień. Był jak każdy inny. Wciąż tylko to samo. Oddycham, ale czuję że jestem martwa - para zakochanych, przytulonych, może dwudziestolatków minęła mnie z uśmiechem na ustach- Nie robię nic specjalnego, na niczym mi nie zależy, nie mam nic i nikogo swojego. Nie wiem czym jest miłość, nie znam tego uczucia. Wybrałam pieniądze z bankomatu. Chwilę później byłam już przed siłownią. Obok jechał na deskorolce, robiąc bucha z papierosa, dość wysoki chłopak. Miał lekki zarost i włosy prawie do ramion. Koszulkę XXL oraz buty sportowe. Tak prezentował się mój były chłopak. Ale to nie była miłość. To było tylko doświadczenie. Chodziliśmy za rękę, przytulaliśmy się, pierwsze pocałunki, nic po za tym.
  Nie wiem, jak długo ćwiczyłam. Wsiadłam do jednego z autobusów, które jeździły non stop po całym mieście, i pojechałam w kierunku domu. Wysiadłam przed supermarketem. Szłam pomiędzy rzędami zapełnionych półek i nieznanymi mi ludźmi. Nie znałam moich sąsiadów, a oni nie znali mnie. Wrzuciłam do wózka mleko, płatki, pieczywo, trochę warzyw, wędliny, dżem o smaku owoców leśnych i parę innych produktów.
  Weszłam po schodach bloku na drugie piętro i otworzyłam drzwi mieszkania. Rzuciłam torbę spowrotem na krzesło. Zakupy położyłam na ladzie w kuchni i zabrałam się do robienia naleśników. Nie miałam już nauki, więc wzięłam prysznic i ubrałam się w luźną koszulkę XL, typu mojego byłego skejta. Kupiliśmy ją dla niego razem, ale wyciągnęło go w górę i wolał większe, więc oddał mi ją na pamiątkę. Wprawdzie sięgała mi do kolan i przypominała stare czasy, ale to już za mną i nie robi to na mnie wrażenia. Lubiłam w niej spać. I tyle. 

1 komentarz: