Obudziłam się pod ciepłym kocem na rozkładanej kanapie. Zdezorientowana patrzyłam na podniszczone okno i brudną podłogę. Podciągnęłam nakrycie wyżej, aż pod brodę, uważniej obserwując nieznane pomieszczenie. Odwróciłam się na drugi bok. Obok leżał mężczyzna tyłem do mnie. Przyglądałam się skrzyżowanym kijom bejsbolowym wydziaranym na jego plecach. Zmusiłam obolałą głowę do wspomnienia sylwestrowej nocy.
Stałam na balkonie opierając się o szklaną poręcz i patrzyłam w dół, co wywoływało u mnie dużą dawkę adrenaliny - miałam lęk wysokości. Wciągałam płucami zapach świeżego powietrza, unosząc wzrok ku gwiazdom nad świecącymi drapaczami chmur. To rzadki widok. Kosmos mnie intrygował. Mówił, że jest po co żyć. Wszystko wydawało się być piękne. Poczułam słodki zapach dymu papierosowego i chwilę delektowałam się nim, nie odrywając wzroku od nieba. Dopiero po jakimś czasie odwróciłam się do chłopaka, który patrzył na mnie wyzywająco, trzymając w dłoni szluga.
- Czego chcesz, młody? - burknęłam udając obojętną, chyba niewiarygodnie.
- Witam piękną panią - wyszczerzył się w uśmiechu.
- A żeby panu zęby nie wypadły - odparłam z przekąsem.
Wziął ostatniego bucha i oboje patrzyliśmy, jak resztka papierosa odlatuje w ciemną otchłań. Zbliżył się nieco do mnie, patrząc mi głęboko w oczy. Uśmiechnął się seksownie. Stanęłam na palcach i pocałowałam go w dołeczek w policzku. Nie czekając dłużej, założyłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam pewnie do siebie w sposób, że twarz miał pochyloną ku mnie. Nie odrywając ode mnie wzroku, jego ręka zjeżdżała powoli od wąskiej tali ku biodrom. Dotarła do pośladków i dotknął mnie tam tak delikatnie, że przeszły mnie ciarki. Niestety, kolejny wstrząs wywarł u mnie niespodziewany krzyk jakiegoś faceta.
- Ile wy macie lat? Dziewczyno, ty jesteś dzieckiem! Chcesz się wpakować w...
Zdążyłam zauważyć przez te krótkie sekundy, że facet miał najwyżej dwadzieścia lat. A, rozumiem. On może sypiać z dziwkami, a ja nie mam prawa być zakochana. OK. Zanim się zastanowiłam, już wykonałam zamach i... trafiłam przemądrzałego chłopaka prosto w środek policzka. Sama lepiej nie mogłam tego wymierzyć. David natychmiast złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą do środka, zanim tamten zdołał się ocknąć. Szłam między ludźmi, chwiałam się, po narkotyku nie mogłam myśleć. Bo i po co? Tak było dobrze. Nie ma się czym przejmować. Nigdy.
W pewnej chwili nogi się pode mną ugięły i czekałam na ból w kolanach, lecz poczułam, jak mój chłopak unosi mnie w powietrze. Potem rozmazane obrazy przewijały się mi przed oczyma, nie wiem jak długo, potem wylądowałam na łóżku (dopiero później odkryłam, że to kanapa). Nie wiedziałam co się działo, trudno to opisać. Miły pieścił mnie na całym ciele, całowaliśmy się cały czas, potem poczułam, że nie mam na sobie sukienki. Powoli kładł mnie na pachnącą pościel. Zorientowałam się, co się święci i próbowałam odsunąć go nagą stopą, kładąc ją na jego brzuchu. Jednak przesunęłam go na podbrzusze, niżej. Spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Podniósł mnie raz jeszcze i położył na poduszkę. Nakrył nas kocem i musnął mi szyję. Potem dekolt. I wrócił do ust. No i stało się. Pamiętam rozmazane tło, błogie uczucie i jeden szczegół, który utkwił mi w głowie na zawsze - przez cały czas mogłam patrzeć na dziarę na plecach ukochanego. Położył się na mnie i cichy jęk stłumił pocałunkiem. Całował moje usta, szyję, dekolt. Ile to wszystko trwało? Długo? Czy minęło szybko? Narkotyk nie pozwolił mi na zapamiętanie takich szczegółów.
Leżałam tak jeszcze z dziesięć minut. Dave odwrócił się i zobaczył, że nie śpię. Uśmiechnął się słodko.
- Kocham Cię - wyszeptał po raz pierwszy.
W tym momencie coś wielkiego wbiegło do pomieszczenia. Coś dużego, włochatego i... obślinionego. Pies! Duży, ciemny pies z wielką, czerwoną kokardą. Oparł łapy na brzegu kanapy.
- To dla ciebie, Skarbie.
- Cooo?! - wyrwało mi się. - To pies!
- No pies. Nie podoba ci się? - jęknął zawiedziony.
Bestia wreszcie mnie dosięgnęła i oblizała w jednej chwili połowę twarzy. Pogłaskałam mu główkę, a on zawtórował mi machając ogonkiem. Lepszego prezentu nawet moja mama nie mogłaby mi podarować.
- Oczywiście, że mi się podoba! Jest cudowny! - pozwoliłam włochatemu stworowi wpakować się do łóżka obok mnie, a sama pocałowałam czule Davida. Nowy rok zapowiadał się świetnie. Zupełnie inaczej, niż moje nudne życie dotychczas. Roku, co przyniesiesz mi tym razem?
Wyciągnęłam dłoń po majtki leżące na podłodze i założyłam je. Podeszłam do drzwi pozostawiając Davida z kudłaczem w łóżku i zajęłam się sobą w łazience. Włosy przeczesałam niedbale grzebieniem leżącym obok zlewu. Z torebki wyjęłam czarną kredkę do oczu i poprawiłam rozmazany makijaż. Rozległo się cichutkie pukanie do drzwi małego pomieszczenia. Chłopak uchylił je i wyjrzał szeroko uśmiechnięty. Za nim mogłam dostrzec zaniedbane mieszkanie. Nieodnawiane ściany, parę starych mebli. To nie mój domek udekorowany przez słodkich mamusię i tatusia. Tylko miejsce potrzebne do życia. Właściciel chyba uważał, że nie musiał nic tam zmieniać. Mi również się podobało.
Zbliżył się, musnął mi czoło, lekko dotykając talii. Opuszkami palców przemierzył całe plecy, aż dotarł do pupy. Pocałował mnie raz jeszcze, w usta.
- Zostań tutaj, kotku - zamruczał.
Niegłupi pomysł. Rozejrzałam się dookoła. Tak, już zdecydowałam. Przeszłam do sypialni i zebrałam pozostałe ubrania z podłogi i krzeseł, nadal w samej bieliźnie. Namoczyłam szmatkę w wodzie i przetarłam meble w kuchni. David siedział na krześle, obok niego na podłodze pies radośnie machał ogonem. Obaj bacznie mnie obserwowali. Umyłam brudne naczynia, wytarłam i powkładałam do odpowiednich szafek. Tych było na tyle mało, że od razu zapamiętałam miejsce każdego przedmiotu.
Miałam tylko ubrania z sylwestra. Z sypialni chłopaka wyjęłam luźną bluzę, która sięgała mi do kolan. Założyłam ją na rajstopy i narzuciłam kurtkę. Wybrałam numer w komórce wkładając szpilki.
- Taaaaak? - ziewnął przeciągle Jacob w słuchawkę.
- Cześć, Jake. Mam wielką prośbę, zabierzcie z chłopakami Davida na cały dzień, dobrze? Mam parę spraw do załatwienia...
- Taaa, a w ogóle to po jaką cholerę wstawałaś taaak wcześnie?
- Dochodzi pierwsza.
- No sieeeema, skarbie! Jak tam zdrówko? Ty, chyba zapuszczę brodę! - Daniel wyrwał słuchawkę i wrzeszczał do niej przeraźliwie.
- O której będziecie? - starałam się go przekrzyczeć.
- Hahaha, wiesz, wczoraj wypiłem flaszkę wódki z całą colą! A wiedziałaś, że cola to narkotyk? No bo zobacz, COCA cola, hahaha - Jake odzyskał telefon. - Daj nam dwadzieścia minut!
- Sprzedają colę niewinnym dzieciom! - rozpłakał się Daniel.
Rozłączyłam się i zorientowałam się, że David patrzy na mnie wielkimi oczami.
- Jadę do siebie, baw się dooobrze, tylko słuchaj, macie dorobić mi klucz!
- Co? - zdębiał jeszcze bardziej.
- Pa, misiaczku! - pocałowałam oniemiałego chłopaka w policzek i wybiegłam z mieszkania. Wychodząc z klatki zorientowałam się, że futrzak biegnie za mną.
- Noo mały, jak tam? Przez ciebie będziemy musieli iść pieszo... - wyściskałam psa i popatrzyłam mu w oczka. - Lucky. To do ciebie pasuje. Ciągle się cieszysz.
Ruszyłam ulicą, a pupil za mną. O dziwo, był wytresowany.
- Zostań - nakazałam, a sama weszłam do małego sklepiku.
Wzięłam batonika. Sprzedawca uśmiechnął się sympatycznie i nie przyjął gotówki.
- Hm, dzięki - podarowałam mu najpiękniejszy z moich uśmiechów.
To niesamowite, że zostali jeszcze normalni, bezinteresowni ludzie. Tutaj wszyscy udają. Wkładają maski uprzejmości. Inni widzą niewolę, ale stoją jakby z boku. Nie odważą się zaprotestować, gdy ktoś nimi manipuluje. Tak, dyktują nam wszystko. Najpierw nie wolno nic, ale potem dajemy ci dowód osobisty, żebyś myślał, że coś możesz. Pozwalamy ci kupić alkohol, żebyś mógł nietrzeźwo krzywdzić ludzi, dajemy ci codziennie w łapy nieograniczoną ilość papierosów - o ile masz czym zapłacić - byś zabijał się dymem tytoniowym. Hera, kwas, hasz - to jest złe, tego ci nie wolno. Władze - myślą, że mają władzę, stąd ta nazwa. Mogą bić, kontrolować ludzi, zabraniać im i ich karać. Ale to sędzia wykonuje ostateczny wyrok ważnej sprawy. Nad nim również inni mają władze. I zataczamy koła. Nawet król był uzależniony od poddanych, kto inny by go bronił? Co, jeśli żona w nocy poderżnęłaby mu gardło? Tak, moi mili. Wy nie jesteście sobą, jesteście nimi. Nie słuchaj nikogo, nie wierz, że jesteś zły. Albo że coś, co robisz jest złe. To tylko ich przyjęte normy. Ty ustal swoje prawdy.
Zatapiając zęby w słodkiej czekoladzie oglądałam różne artykuły do wnętrz. Po mniej więcej godzinie wyszłam ze sklepu z wielkimi reklamówkami. Zrobiłam też duże zakupy w supermarkecie. Niepewnie podeszłam do kiosku ruchu i starałam się zachować powagę oraz pewność siebie. Poprosiłam o kondomy, pani wyjęła paczkę Durex, położyła przede mną i beznamiętnie wzięła drobne. To nie zbrodnia, ale i tak się denerwowałam - w końcu nie skończyłam jeszcze siedemnastki. Na koniec zostało moje mieszkanie. Wzięłam ciepłe swetry, komplety bielizny, różne spodnie, koszulki, sukienkę i parę pidżam. Wciskałam wszystko do obszernej torby i w tym momencie wpadła do domu zapłakana Ann. Wprawdzie łzy spływały jej po policzkach, ale na jej twarzy malował się obłędny uśmiech.
- Co się stało? - objęłam ramieniem przyjaciółkę.
- Cóż, nie wróciłam na noc. Okazało się, że mama w tym czasie była w domu. W dodatku z ojcem. Wypierdolili mnie z domu... - histerycznie się zaśmiała. Była na prochach.
Ominęłam zataczającą się Ann z reklamówką pełną żywności. Wyjęłam chleb i włożyłam pierwsze dwie kromki do opiekacza. Urządzenie nagrzewało się, tymczasem wyjmowałam resztę potrzebnego jedzenia. Postawiłam garnek z mlekiem na palnik. Kątem oka zerknęłam na dziewczynę. Odgarnęła włosy z oczu i pytająco patrzyła na wszystkie reklamówki. Włożyłam kolejny chleb do opiekacza i poszłam do salonu przygotować pościel. Zawlokłam Ann na kanapę oraz stos poduszek i nakryłam ją kocem. Do odtwarzacza DVD włożyłam jakiś romantyk. Przyniosłam stos kanapek i gorące kakao. Postawiłam wszystko obok niej na podłodze, pocałowałam w czoło ze słowami, że się wyprowadzam na jakiś czas i że może tu zostać, następnie wyszłam z pakunkami. Pies czekał pod drzwiami.
- Chodź, przyjacielu.
Mój chłopak mieszkał na poddaszu, ponieważ to niechciane miejsce było przyzwoicie tanie. Nie potrzebował więcej i był dumny ze swojego dobytku. Mieszkanie było już czyste, składało się z łazienki, kuchni i sypialni, a wszystko było naprawdę niewielkie. Najpierw wypakowałam jedzenie do lodówki. Słodycze i resztę - taką jak czekolada, żelki, chipsy, paczka kawy, płatki śniadaniowe - umieściłam w barku. Do starej, drewnianej szafy zapakowałam moje ubrania. W łazience zamieściłam kosmetyki i parę innych przedmiotów od siebie. Kanapy nie złożyłam, pościeliłam ją tylko starannie i nad nią, na ścianie, zawiesiłam ramkę z naszym wspólnym zdjęciem. Lucky'emu chyba spodobało się, bo położył się wygodnie i spokojnie obserwował moje poczynania. W ramach finału zaczęłam wyjmować różne świece - kolorowe, jasne i ciemne, duże, małe, różnych kształtów, zapachowe i zwykłe. Całe mnóstwo świec. Robiłam to tak długo, aż każde miejsce było nimi zapełnione. Chodziłam po całym domu i je zapalałam. Były wszędzie. Na stole, na blacie, na półkach, na wannie, przy zlewie, na innych szafkach, nawet na podłodze. Zostałam tylko ja. Jacob wysłał sms-a, że odstawią mego partnera o dwudziestej. Jeszcze nie było osiemnastej, ale wprawdzie o tej porze roku już po trzeciej robi się ciemno. Teraz niebo było czarne i zachmurzone - nie dojrzałam gwiazd. Rozebrałam się i wzięłam długą kąpiel. Nie włożyłam bielizny, tylko krótką (ledwie za tyłek) koszulkę. Na pierwszy rzut oka było to zwykłe ubranie. Jednak widać przez nią całe ciało. Pomalowałam paznokcie u stóp na czarno. Mokre włosy odgarnęłam do tyłu i ponownie poprawiłam makijaż. Usta pomalowałam wściekle czerwoną szminką. To było to, przeszłam spowrotem do kuchni i włączyłam muzykę. Tanecznym ruchem krążyłam po domu wśród płomieni świec. Było tak pięknie. Pies zaczął szczekać obok drzwi i usłyszałam pukanie. Otworzyłam i ujrzałam Davida. Trzymał klucze w różowej oprawie z zawieszką "Kocham Cię". Rzuciłam się mu na szyję, odchyliłam głowę i całowałam po szyi. Zaskoczony, dotykał moich pośladków. Odsunęłam się na chwilę od niego. Patrzył na mnie z góry. Na moje oczy, usta, dekolt i bose stopy. Na świece, butelki wina i piwa na stole. Wzięłam go za rękę i podeszliśmy do alkoholu.
- Jesteś głodny, kochanie? - zapytałam czule. Popatrzył znowu na moje prześwitujące ubranie. - Może od razu przejdziemy do deseru?
Nalałam czerwone wino kieliszków.
- Za nasze nowe życie.
- Za nowe życie - odmruknął z uśmiechem.
Stuknęliśmy się naczyniami i zanurzyłam usta w winie. Było naprawdę pyszne, warte swojej ceny. Wypiłam do dna, całowałam go może pięć minut i dolałam czerwonego płynu. Cóż, parę godzin później byliśmy pijani. Tańczyłam wokół chłopaka całując go. Zerwałam mu koszulkę i rzuciłam go na łóżko. Pies był zmuszony przenieść się na dywan. Zębami udało mi się rozpiąć spodnie. Całowałam brzuch, coraz wyżej, aż do ust. Świat lekko wirował, zapaliłam papierosa. Dym i zapach fajki oraz świec wypełniał pomieszczenie. Atmosferę uzupełniała muzyka, tańczyłam, nawet siedząc. W prawej dłoni trzymałam papierowy kubek z piwem, w lewej szluga. Oblizałam czerwone usta. Dave patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami.
- Co tam, misiu? - zaśmiałam się głośno.
Odstawiłam kubek na szafkę obok białej i różowej świecy i zajęłam się chłopakiem. Zadzwonił telefon. Sięgnęłam po niego niechętnie.
- Hmmmm?
- Siemka, słyszałem, że z Davidem mieszkacie razem? Może wpadniecie na imprezkę, by to uczcić? Mamy dużo jedzenia, alkoholu, fajek, HEROINĘ! Wszyscy już są! - wesoło zapraszał Paweł, ale ja tylko jęknęłam w słuchawkę i rzuciłam telefon na podłogę.
Wyciągnęłam dłoń po majtki leżące na podłodze i założyłam je. Podeszłam do drzwi pozostawiając Davida z kudłaczem w łóżku i zajęłam się sobą w łazience. Włosy przeczesałam niedbale grzebieniem leżącym obok zlewu. Z torebki wyjęłam czarną kredkę do oczu i poprawiłam rozmazany makijaż. Rozległo się cichutkie pukanie do drzwi małego pomieszczenia. Chłopak uchylił je i wyjrzał szeroko uśmiechnięty. Za nim mogłam dostrzec zaniedbane mieszkanie. Nieodnawiane ściany, parę starych mebli. To nie mój domek udekorowany przez słodkich mamusię i tatusia. Tylko miejsce potrzebne do życia. Właściciel chyba uważał, że nie musiał nic tam zmieniać. Mi również się podobało.
Zbliżył się, musnął mi czoło, lekko dotykając talii. Opuszkami palców przemierzył całe plecy, aż dotarł do pupy. Pocałował mnie raz jeszcze, w usta.
- Zostań tutaj, kotku - zamruczał.
Niegłupi pomysł. Rozejrzałam się dookoła. Tak, już zdecydowałam. Przeszłam do sypialni i zebrałam pozostałe ubrania z podłogi i krzeseł, nadal w samej bieliźnie. Namoczyłam szmatkę w wodzie i przetarłam meble w kuchni. David siedział na krześle, obok niego na podłodze pies radośnie machał ogonem. Obaj bacznie mnie obserwowali. Umyłam brudne naczynia, wytarłam i powkładałam do odpowiednich szafek. Tych było na tyle mało, że od razu zapamiętałam miejsce każdego przedmiotu.
Miałam tylko ubrania z sylwestra. Z sypialni chłopaka wyjęłam luźną bluzę, która sięgała mi do kolan. Założyłam ją na rajstopy i narzuciłam kurtkę. Wybrałam numer w komórce wkładając szpilki.
- Taaaaak? - ziewnął przeciągle Jacob w słuchawkę.
- Cześć, Jake. Mam wielką prośbę, zabierzcie z chłopakami Davida na cały dzień, dobrze? Mam parę spraw do załatwienia...
- Taaa, a w ogóle to po jaką cholerę wstawałaś taaak wcześnie?
- Dochodzi pierwsza.
- No sieeeema, skarbie! Jak tam zdrówko? Ty, chyba zapuszczę brodę! - Daniel wyrwał słuchawkę i wrzeszczał do niej przeraźliwie.
- O której będziecie? - starałam się go przekrzyczeć.
- Hahaha, wiesz, wczoraj wypiłem flaszkę wódki z całą colą! A wiedziałaś, że cola to narkotyk? No bo zobacz, COCA cola, hahaha - Jake odzyskał telefon. - Daj nam dwadzieścia minut!
- Sprzedają colę niewinnym dzieciom! - rozpłakał się Daniel.
Rozłączyłam się i zorientowałam się, że David patrzy na mnie wielkimi oczami.
- Jadę do siebie, baw się dooobrze, tylko słuchaj, macie dorobić mi klucz!
- Co? - zdębiał jeszcze bardziej.
- Pa, misiaczku! - pocałowałam oniemiałego chłopaka w policzek i wybiegłam z mieszkania. Wychodząc z klatki zorientowałam się, że futrzak biegnie za mną.
- Noo mały, jak tam? Przez ciebie będziemy musieli iść pieszo... - wyściskałam psa i popatrzyłam mu w oczka. - Lucky. To do ciebie pasuje. Ciągle się cieszysz.
Ruszyłam ulicą, a pupil za mną. O dziwo, był wytresowany.
- Zostań - nakazałam, a sama weszłam do małego sklepiku.
Wzięłam batonika. Sprzedawca uśmiechnął się sympatycznie i nie przyjął gotówki.
- Hm, dzięki - podarowałam mu najpiękniejszy z moich uśmiechów.
To niesamowite, że zostali jeszcze normalni, bezinteresowni ludzie. Tutaj wszyscy udają. Wkładają maski uprzejmości. Inni widzą niewolę, ale stoją jakby z boku. Nie odważą się zaprotestować, gdy ktoś nimi manipuluje. Tak, dyktują nam wszystko. Najpierw nie wolno nic, ale potem dajemy ci dowód osobisty, żebyś myślał, że coś możesz. Pozwalamy ci kupić alkohol, żebyś mógł nietrzeźwo krzywdzić ludzi, dajemy ci codziennie w łapy nieograniczoną ilość papierosów - o ile masz czym zapłacić - byś zabijał się dymem tytoniowym. Hera, kwas, hasz - to jest złe, tego ci nie wolno. Władze - myślą, że mają władzę, stąd ta nazwa. Mogą bić, kontrolować ludzi, zabraniać im i ich karać. Ale to sędzia wykonuje ostateczny wyrok ważnej sprawy. Nad nim również inni mają władze. I zataczamy koła. Nawet król był uzależniony od poddanych, kto inny by go bronił? Co, jeśli żona w nocy poderżnęłaby mu gardło? Tak, moi mili. Wy nie jesteście sobą, jesteście nimi. Nie słuchaj nikogo, nie wierz, że jesteś zły. Albo że coś, co robisz jest złe. To tylko ich przyjęte normy. Ty ustal swoje prawdy.
Zatapiając zęby w słodkiej czekoladzie oglądałam różne artykuły do wnętrz. Po mniej więcej godzinie wyszłam ze sklepu z wielkimi reklamówkami. Zrobiłam też duże zakupy w supermarkecie. Niepewnie podeszłam do kiosku ruchu i starałam się zachować powagę oraz pewność siebie. Poprosiłam o kondomy, pani wyjęła paczkę Durex, położyła przede mną i beznamiętnie wzięła drobne. To nie zbrodnia, ale i tak się denerwowałam - w końcu nie skończyłam jeszcze siedemnastki. Na koniec zostało moje mieszkanie. Wzięłam ciepłe swetry, komplety bielizny, różne spodnie, koszulki, sukienkę i parę pidżam. Wciskałam wszystko do obszernej torby i w tym momencie wpadła do domu zapłakana Ann. Wprawdzie łzy spływały jej po policzkach, ale na jej twarzy malował się obłędny uśmiech.
- Co się stało? - objęłam ramieniem przyjaciółkę.
- Cóż, nie wróciłam na noc. Okazało się, że mama w tym czasie była w domu. W dodatku z ojcem. Wypierdolili mnie z domu... - histerycznie się zaśmiała. Była na prochach.
Ominęłam zataczającą się Ann z reklamówką pełną żywności. Wyjęłam chleb i włożyłam pierwsze dwie kromki do opiekacza. Urządzenie nagrzewało się, tymczasem wyjmowałam resztę potrzebnego jedzenia. Postawiłam garnek z mlekiem na palnik. Kątem oka zerknęłam na dziewczynę. Odgarnęła włosy z oczu i pytająco patrzyła na wszystkie reklamówki. Włożyłam kolejny chleb do opiekacza i poszłam do salonu przygotować pościel. Zawlokłam Ann na kanapę oraz stos poduszek i nakryłam ją kocem. Do odtwarzacza DVD włożyłam jakiś romantyk. Przyniosłam stos kanapek i gorące kakao. Postawiłam wszystko obok niej na podłodze, pocałowałam w czoło ze słowami, że się wyprowadzam na jakiś czas i że może tu zostać, następnie wyszłam z pakunkami. Pies czekał pod drzwiami.
- Chodź, przyjacielu.
Mój chłopak mieszkał na poddaszu, ponieważ to niechciane miejsce było przyzwoicie tanie. Nie potrzebował więcej i był dumny ze swojego dobytku. Mieszkanie było już czyste, składało się z łazienki, kuchni i sypialni, a wszystko było naprawdę niewielkie. Najpierw wypakowałam jedzenie do lodówki. Słodycze i resztę - taką jak czekolada, żelki, chipsy, paczka kawy, płatki śniadaniowe - umieściłam w barku. Do starej, drewnianej szafy zapakowałam moje ubrania. W łazience zamieściłam kosmetyki i parę innych przedmiotów od siebie. Kanapy nie złożyłam, pościeliłam ją tylko starannie i nad nią, na ścianie, zawiesiłam ramkę z naszym wspólnym zdjęciem. Lucky'emu chyba spodobało się, bo położył się wygodnie i spokojnie obserwował moje poczynania. W ramach finału zaczęłam wyjmować różne świece - kolorowe, jasne i ciemne, duże, małe, różnych kształtów, zapachowe i zwykłe. Całe mnóstwo świec. Robiłam to tak długo, aż każde miejsce było nimi zapełnione. Chodziłam po całym domu i je zapalałam. Były wszędzie. Na stole, na blacie, na półkach, na wannie, przy zlewie, na innych szafkach, nawet na podłodze. Zostałam tylko ja. Jacob wysłał sms-a, że odstawią mego partnera o dwudziestej. Jeszcze nie było osiemnastej, ale wprawdzie o tej porze roku już po trzeciej robi się ciemno. Teraz niebo było czarne i zachmurzone - nie dojrzałam gwiazd. Rozebrałam się i wzięłam długą kąpiel. Nie włożyłam bielizny, tylko krótką (ledwie za tyłek) koszulkę. Na pierwszy rzut oka było to zwykłe ubranie. Jednak widać przez nią całe ciało. Pomalowałam paznokcie u stóp na czarno. Mokre włosy odgarnęłam do tyłu i ponownie poprawiłam makijaż. Usta pomalowałam wściekle czerwoną szminką. To było to, przeszłam spowrotem do kuchni i włączyłam muzykę. Tanecznym ruchem krążyłam po domu wśród płomieni świec. Było tak pięknie. Pies zaczął szczekać obok drzwi i usłyszałam pukanie. Otworzyłam i ujrzałam Davida. Trzymał klucze w różowej oprawie z zawieszką "Kocham Cię". Rzuciłam się mu na szyję, odchyliłam głowę i całowałam po szyi. Zaskoczony, dotykał moich pośladków. Odsunęłam się na chwilę od niego. Patrzył na mnie z góry. Na moje oczy, usta, dekolt i bose stopy. Na świece, butelki wina i piwa na stole. Wzięłam go za rękę i podeszliśmy do alkoholu.
- Jesteś głodny, kochanie? - zapytałam czule. Popatrzył znowu na moje prześwitujące ubranie. - Może od razu przejdziemy do deseru?
Nalałam czerwone wino kieliszków.
- Za nasze nowe życie.
- Za nowe życie - odmruknął z uśmiechem.
Stuknęliśmy się naczyniami i zanurzyłam usta w winie. Było naprawdę pyszne, warte swojej ceny. Wypiłam do dna, całowałam go może pięć minut i dolałam czerwonego płynu. Cóż, parę godzin później byliśmy pijani. Tańczyłam wokół chłopaka całując go. Zerwałam mu koszulkę i rzuciłam go na łóżko. Pies był zmuszony przenieść się na dywan. Zębami udało mi się rozpiąć spodnie. Całowałam brzuch, coraz wyżej, aż do ust. Świat lekko wirował, zapaliłam papierosa. Dym i zapach fajki oraz świec wypełniał pomieszczenie. Atmosferę uzupełniała muzyka, tańczyłam, nawet siedząc. W prawej dłoni trzymałam papierowy kubek z piwem, w lewej szluga. Oblizałam czerwone usta. Dave patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami.
- Co tam, misiu? - zaśmiałam się głośno.
Odstawiłam kubek na szafkę obok białej i różowej świecy i zajęłam się chłopakiem. Zadzwonił telefon. Sięgnęłam po niego niechętnie.
- Hmmmm?
- Siemka, słyszałem, że z Davidem mieszkacie razem? Może wpadniecie na imprezkę, by to uczcić? Mamy dużo jedzenia, alkoholu, fajek, HEROINĘ! Wszyscy już są! - wesoło zapraszał Paweł, ale ja tylko jęknęłam w słuchawkę i rzuciłam telefon na podłogę.