Tego dnia wstałam za wcześnie, ulice były za ciemne, niebo za bardzo zachmurzone, a ludzie zbyt nieżyczliwi. Nawet trawa zdawała się za sucha. Jednym zdaniem: wszystko było za bardzo. Tup, tup. Kolejny krok do przodu, pochylenie. Uklękłam na miękkiej trawie.
- Chcę ci dać co najlepszego mogę ci dać...
To ostatni dzień w Poznaniu. Dłonie oparłam o trawę. Opuszkiem wskazującego palca musnęłam intensywnie żółty mlecz. Wiatr rozwiał moje włosy i rozniósł głos gdzieś w nicość. Zdjęłam jasne półtrampki i pomaszerowałam boso parę kroków do rzeki. Wyciągnęłam stopę przed siebie i zanurzyłam w wodzie duży palec. Zimna.
- Smoke cheeba cheeba, smoke cheeba cheeba cheeba - zanuciłam dalej.
Szum wody i koron drzew wyginanych przez wiatr. Płynące ciemne chmury. Dotyk małych kamieni pod stopami. Tak właśnie żyję odkąd pokazał mi to pewien chłopak. Przeżywając wszystko starannie i ze szczegółami. Czując każdą chwilę. To on dał mi tę moc, część swojego świata.
- Odkąd tu przyjechałaś jesteś taka... pełna życia. Podoba mi się to. - zabrzmiał głos Adama zza moich pleców.
- Ach tak? - w ułamku sekundy schyliłam się, zanurzyłam rękę w wodzie i chlapnęłam nią na chłopaka w full capie z napisem OBEY.
Uchylił się przed wodnym ciosem, jednak z opóźnieniem. Mokra bluza pociemniała.
- Zaśpiewaj coś jeszcze - poprosił. - Gurala najlepiej.
- Mogliśmy wszystko lecz mogliśmy tylko chcieć - zarzuciłam ręce na szyje chłopaka kręcąc przy tym biodrami. - Żyjąc szybko, bo chcieliśmy wszystko mieć.
- Jak ładnie - stwierdził z uśmiechem. Założył mi kosmyk włosów za ucho. Zajrzał w oczy. To niesamowite, widzieć siebie w tych pięknych oczach koloru płynnego miodu. Gdzieś daleko za nami rozległ się grzmot. - Wracajmy.
- Dobrze.
Podniosłam trampki z ziemi i ruszyliśmy. Adam objął mnie w talii, gdy wyjęłam telefon. Ann odebrała po trzecim sygnale.
- Tak?
- Hej, kochanie. Co u ciebie?
- Nie najgorzej - smutny głos przyjaciółki wywołał u mnie ukłucie w okolicy żołądka.
- Lucky nie sprawia ci problemów?
- Nie - zacięła się na chwilę. - Jest bardzo grzeczny. Wzięłam go do domu w opiekę, ale ojciec zareagował... źle. Hm, wiesz, wprowadziłam się do ciebie. Tylko na jakiś czas - oznajmiła przepraszającym tonem.
- Kotku - obrałam ciepły ton pocieszającej matki. - Zamieszkaj ze mną na stałe. Wiem jakie masz problemy z rodzicami. Przecież już ci...
- Pogadamy o tym jak wrócisz, okej? - przerwała mi. - Powiedz lepiej co u ciebie? Jesteś już w Nowym Jorku?
- Nie, nie. Wylatuję jutro rano. - stanęliśmy przed pasami.
- Aha. Dobrego lotu.
- Dzięki. Zadzwonię jutro. - światło się zmieniło i głos Ann zagłuszył wyrazisty dźwięk sygnalizujący przejście.
Zrobiłam krok do przodu na ulicę i w tym momencie chmury jakby się oberwały. Deszcz lunął i oblewał wszystko dookoła niepozostawiając suchej nitki. Krople dostały mi się do oczu, nie wiedziałam co się dzieje. Stanęłam w miejscu i pocierałam oczy, ale to tylko pogorszyło sprawę. Zacisnęłam powieki. Włosy oblepiły mi czoło, ubrania przykleiły się do ciała. Nagle usłyszałam głośne trąbienie jakiegoś potężnego auta i piszczenie opon. Sparaliżowana nadal stałam w miejscu. Okropne trzaśnięcie. Poczułam jak ktoś łapie mnie za skostniałe palce i mocno szarpie przed siebie. Spróbowałam dostrzec kto mnie ciągnie i dokąd, ale moje oczy spowijała mokra mgła, która szczypała w oczy. Mimowolnie przemieszczałam się do przodu i wciąż popychana, wpadłam na jakiś kamień na drodze. Zatoczyłam się na śliskim asfalcie i upadłam twardo na ziemi. Leżąc woda musiała spływać w dół, a więc udało mi się dostrzec ogromny tir rozwalony o przekrzywioną latarnię i inne samochody zatorowane na przejściu dla pieszych. Poczułam jak unoszę się w górę. Moje oczy na powrót nabrały wody. Zamknęłam je i spróbowałam oddalić się od tego wszystkiego.
Długi czas w uszach słyszałam jedynie szum deszczu - a może ulewy! - jednak osoba, która mnie niosła, z trudem otworzyła drzwi klatki i wniosła mnie do środka.
- Pojedziemy windą. - oznajmił Adam i odstawił mnie na ziemię.
Chwiejnym krokiem weszłam do przytulnego wnętrza winy. Adam mieszkał chyba na najwyższym z możliwych pięter, przynajmniej tak mi się wydawało. Drapacze chmur robiły na mnie szczególne wrażenie. Czekałam w milczeniu patrząc na robiącą się pod nami obszerną kałużę. Ktoś dzisiaj będzie miał tu dużo sprzątania, pomyślałam.
- Kretyńska ulewa - zamruczałam pod nosem.
Adam wyjął klucze i sprawie wsadził je do zamka. Wisiał przy nich zabawny piesek. Przypomniał mi Lucky-ego. Ciekawe czy gdybym urodziła to dziecko, czy mój piesek by je polubił. Ale zaraz potrząsnęłam głową, odrzucając tę myśl. Zawracanie głowy, pomyślałam. Wkroczyłam do jasno oświetlonego mieszkania z ogromnymi szybami zamiast ścian i zdałam sobie sprawę, że wygląda zupełnie inaczej niż wtedy, w nocy.
- Usiądź - Adam wskazał na kremową kanapę przed stolikiem do kawy.
Klapnęłam na siedzenie i dopiero zauważyłam, jak okropnie wyglądał. Kompletnie przemoczony zniknął w łazience. Siedziałam spokojnie nasłuchując szumu wody, uderzenia przedmiotu o coś metalowego, pryśnięcia dezodorantem. Zamek szczęknął, a w progu łazienki stanął przystojny chłopak z przewieszonym ręcznikiem przez biodra, na jego barkach połyskiwały kropelki wody. Ukucnął tuż przede mną tak, że mogłam utonąć w jego oczach o barwie płynnego miodu. Mokre włosy opadały mu na brwi, cmoknął z dezaprobatą.
- Jak ty wyglądasz - zaśmiał się. - Chyba powinnaś... Powinienem dać ci coś suchego, nieprawdaż?
Nie czekając na odpowiedź zerwał się i zniknął w sąsiednim pokoju. Przez uchylone drzwi dostrzegłam ściany w postaci szyb i zawieszone na nich kolorowe świąteczne lampki. To ten pokój, w którym byłam ostatnio, pomyślałam. Chwilę później w tym miejscu wyłonił się Adam z koszulką w ręku.
- Trochę przyduża - stwierdził spoglądając na nią z ukosa. - W łazience jest suszarka mojej mamy.
Większej zachęty nie potrzebowałam. Ruszyłam w stronę dębowych drzwi z mleczną szybą, po drodze złapałam koszulkę i zamknęłam się w niewielkim pomieszczeniu, zostając sama pierwszy raz od dłuższego czasu. Zrzuciłam z siebie mokre ciuchy, przerzuciłam je przez kaloryfer. Na półce obok zlewu dostrzegłam nowoczesną suszarkę do włosów. Rozczesałam splątane pasma podsuszając je w między czasie. Zza drzwi dobiegał mnie głos gotującej się wody. Włożyłam luźną koszulkę z nadrukiem sportowego auta na majtki, wprawdzie czułam się rozebrana i zbyt odsłonięta, ale musiałam zadowolić się tym ubraniem. Niepewnie nacisnęłam klamkę i na powrót znalazłam się w przestronnym pomieszczeniu łączącym kuchnię i salon. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że parę metrów przed telewizorem Adam urządził posłanie ze sterty kołder i poduszek oraz koca na wierzchu. Stałam tak w bezruchu patrząc na to dzieło, gdy chłopak dał mi sygnał przytakując nieznacznie. Zbliżyłam się więc do zaimprowizowanego łóżka, ułożyłam się w nim wygodnie, gdy Adam zbliżył się z dwoma kubkami parującej herbaty. Podał mi jedną, po czym sam wpakował się pod koc obok. Poczułam się trochę nieswojo: w samych majtkach, obok faceta w samych bokserkach, z mokrymi włosami. Ukryłam to uczucie wtapiając wzrok w swój kubek. Gorący napój patrzył w dłonie. Adam włączył komedię i oparł głowę o poduszkę. Na szczęście nie miał zamiaru się odzywać.
Miało być tak strasznie. Ale nie. Już na początku filmu nie zdołałam powstrzymać wybuchu śmiechu. Właściwie rżeliśmy się jak opętani i zastanowiłam się, czy on już oglądał ten film, czy ma tak świetne wyczucie. Może był kino maniakiem. W trakcie filmu, nie wiadomo kiedy, pochłonęliśmy parę batoników, czekoladę z całymi orzechami i chyba ze trzy paczki chipsów. Nic dziwnego, w końcu nie jedliśmy od południa. Dlatego też zgodziłam się, kiedy zaproponował kolację. Mieliśmy zamiar zjeść gofry, ale przez pomyłkę musiałam dodać sól zamiast cukru... Pierwsze dwa gofry się upiekły, Adam ugryzł niewielki kawałek, na jego twarzy pojawił się grymas i po chwili wypluł kawałek prosto do zlewu. Najpierw skrzywiłam się będąc pewna, że to moja wina, jednak nie potrafiłam powstrzymać śmiechu, gdy ten mlaskał jeszcze przez chwilę. Wylałam resztę ciasta do sedesu. Sprawdziliśmy lodówkę i wreszcie zdecydowaliśmy się na spaghetti. Wrzuciłam makaron do garnka, Adam zaś mieszał zawzięcie sos powstały z przecieru pomidorowego na patelni ustawionej na gazie. Dodałam trochę majeranku i efekt bardzo nas zaskoczył, ponieważ jedzenie było nie tylko zjadliwe, ale także naprawdę smaczne. Wtedy spojrzałam mu w oczy raz jeszcze, a on przesłał mi ciepły uśmiech. Ten chłopak niczego ode mnie nie oczekiwał. Kochał mnie, jak sądziłam, ale wiedział, w jakiej jestem sytuacji, nie napierał, nie robił problemów. Zrobiło mi się wtedy strasznie głupio. No bo przecież byłam w ciąży, zostawiłam ukochanego w Londynie, a siedziałam tu. W Polsce, w Poznaniu, z innym chłopakiem, w jego koszulce. Idiotyczne, prawda? Poczułam żal dla tego biednego chłopaka oraz mojego faceta, tam daleko, za granicą. Przekazałam mu wiadomość, która nim wstrząsnęła, ale również miała wpływ na jego życie i zostawiłam go z nią samego.
Adam chyba wyczuł mój zły nastrój, albo czytał w myślach. Nie ważne, po prostu podszedł, wziął mnie w ramiona, pocałował w czubek głowy.
- Przykro mi - wyszeptałam niemal bezgłośnie.
- W porządku. - ujął mnie za brodę i przechylił w górę tak, by mógł zajrzeć mi w oczy. Odgarnął mi włosy z czoła i pocałował ponownie, w nos. Podarował mi ostatni uśmiech, wtedy zebrałam rzeczy i wróciłam do hotelu. Po drodze wstąpiłam do księgarni po książkę w języku angielskim. Kupiłam też kawę w małej kawiarence. Wszystko po to, by zatuszować ból w okolicy klatki piersiowej. Ból, który przenikał mnie na wskroś, wypływał z głębi mnie i spowijał mgłą mój umysł. Trudno, powtarzałam sobie w myślach. Przecież nie mogłam zatrzymać go na zawsze.
- Usiądź - Adam wskazał na kremową kanapę przed stolikiem do kawy.
Klapnęłam na siedzenie i dopiero zauważyłam, jak okropnie wyglądał. Kompletnie przemoczony zniknął w łazience. Siedziałam spokojnie nasłuchując szumu wody, uderzenia przedmiotu o coś metalowego, pryśnięcia dezodorantem. Zamek szczęknął, a w progu łazienki stanął przystojny chłopak z przewieszonym ręcznikiem przez biodra, na jego barkach połyskiwały kropelki wody. Ukucnął tuż przede mną tak, że mogłam utonąć w jego oczach o barwie płynnego miodu. Mokre włosy opadały mu na brwi, cmoknął z dezaprobatą.
- Jak ty wyglądasz - zaśmiał się. - Chyba powinnaś... Powinienem dać ci coś suchego, nieprawdaż?
Nie czekając na odpowiedź zerwał się i zniknął w sąsiednim pokoju. Przez uchylone drzwi dostrzegłam ściany w postaci szyb i zawieszone na nich kolorowe świąteczne lampki. To ten pokój, w którym byłam ostatnio, pomyślałam. Chwilę później w tym miejscu wyłonił się Adam z koszulką w ręku.
- Trochę przyduża - stwierdził spoglądając na nią z ukosa. - W łazience jest suszarka mojej mamy.
Większej zachęty nie potrzebowałam. Ruszyłam w stronę dębowych drzwi z mleczną szybą, po drodze złapałam koszulkę i zamknęłam się w niewielkim pomieszczeniu, zostając sama pierwszy raz od dłuższego czasu. Zrzuciłam z siebie mokre ciuchy, przerzuciłam je przez kaloryfer. Na półce obok zlewu dostrzegłam nowoczesną suszarkę do włosów. Rozczesałam splątane pasma podsuszając je w między czasie. Zza drzwi dobiegał mnie głos gotującej się wody. Włożyłam luźną koszulkę z nadrukiem sportowego auta na majtki, wprawdzie czułam się rozebrana i zbyt odsłonięta, ale musiałam zadowolić się tym ubraniem. Niepewnie nacisnęłam klamkę i na powrót znalazłam się w przestronnym pomieszczeniu łączącym kuchnię i salon. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że parę metrów przed telewizorem Adam urządził posłanie ze sterty kołder i poduszek oraz koca na wierzchu. Stałam tak w bezruchu patrząc na to dzieło, gdy chłopak dał mi sygnał przytakując nieznacznie. Zbliżyłam się więc do zaimprowizowanego łóżka, ułożyłam się w nim wygodnie, gdy Adam zbliżył się z dwoma kubkami parującej herbaty. Podał mi jedną, po czym sam wpakował się pod koc obok. Poczułam się trochę nieswojo: w samych majtkach, obok faceta w samych bokserkach, z mokrymi włosami. Ukryłam to uczucie wtapiając wzrok w swój kubek. Gorący napój patrzył w dłonie. Adam włączył komedię i oparł głowę o poduszkę. Na szczęście nie miał zamiaru się odzywać.
Miało być tak strasznie. Ale nie. Już na początku filmu nie zdołałam powstrzymać wybuchu śmiechu. Właściwie rżeliśmy się jak opętani i zastanowiłam się, czy on już oglądał ten film, czy ma tak świetne wyczucie. Może był kino maniakiem. W trakcie filmu, nie wiadomo kiedy, pochłonęliśmy parę batoników, czekoladę z całymi orzechami i chyba ze trzy paczki chipsów. Nic dziwnego, w końcu nie jedliśmy od południa. Dlatego też zgodziłam się, kiedy zaproponował kolację. Mieliśmy zamiar zjeść gofry, ale przez pomyłkę musiałam dodać sól zamiast cukru... Pierwsze dwa gofry się upiekły, Adam ugryzł niewielki kawałek, na jego twarzy pojawił się grymas i po chwili wypluł kawałek prosto do zlewu. Najpierw skrzywiłam się będąc pewna, że to moja wina, jednak nie potrafiłam powstrzymać śmiechu, gdy ten mlaskał jeszcze przez chwilę. Wylałam resztę ciasta do sedesu. Sprawdziliśmy lodówkę i wreszcie zdecydowaliśmy się na spaghetti. Wrzuciłam makaron do garnka, Adam zaś mieszał zawzięcie sos powstały z przecieru pomidorowego na patelni ustawionej na gazie. Dodałam trochę majeranku i efekt bardzo nas zaskoczył, ponieważ jedzenie było nie tylko zjadliwe, ale także naprawdę smaczne. Wtedy spojrzałam mu w oczy raz jeszcze, a on przesłał mi ciepły uśmiech. Ten chłopak niczego ode mnie nie oczekiwał. Kochał mnie, jak sądziłam, ale wiedział, w jakiej jestem sytuacji, nie napierał, nie robił problemów. Zrobiło mi się wtedy strasznie głupio. No bo przecież byłam w ciąży, zostawiłam ukochanego w Londynie, a siedziałam tu. W Polsce, w Poznaniu, z innym chłopakiem, w jego koszulce. Idiotyczne, prawda? Poczułam żal dla tego biednego chłopaka oraz mojego faceta, tam daleko, za granicą. Przekazałam mu wiadomość, która nim wstrząsnęła, ale również miała wpływ na jego życie i zostawiłam go z nią samego.
Adam chyba wyczuł mój zły nastrój, albo czytał w myślach. Nie ważne, po prostu podszedł, wziął mnie w ramiona, pocałował w czubek głowy.
- Przykro mi - wyszeptałam niemal bezgłośnie.
- W porządku. - ujął mnie za brodę i przechylił w górę tak, by mógł zajrzeć mi w oczy. Odgarnął mi włosy z czoła i pocałował ponownie, w nos. Podarował mi ostatni uśmiech, wtedy zebrałam rzeczy i wróciłam do hotelu. Po drodze wstąpiłam do księgarni po książkę w języku angielskim. Kupiłam też kawę w małej kawiarence. Wszystko po to, by zatuszować ból w okolicy klatki piersiowej. Ból, który przenikał mnie na wskroś, wypływał z głębi mnie i spowijał mgłą mój umysł. Trudno, powtarzałam sobie w myślach. Przecież nie mogłam zatrzymać go na zawsze.